Zacisnęła zęby pod wpływem bólu, jaki wywołała przerażająca myśl, że straci kiełkujące
w niej życie. Wtedy poczuła krew. Ciepłą, gęstą. Leniwy strumyk. Krwawi. Cholera jasna, krwawi. – Co ty wyprawiasz, do cholery? – zawołał Bentz, idąc w stronę partnera przez opustoszały parking. – Ratuję twój żałosny tyłek. – Montoya cały czas trzymał podejrzaną na muszce. Bentz podszedł do kobiety; cały czas nie wierzył własnym oczom, tak bardzo była podobna do Jennifer. – Jada... – Poza tym, że do złudzenia przypominała jego pierwszą żonę, był pewien, że jej nie zna. – Kim jesteś? Nie odpowiedziała. Zrobił to za nią Montoya. – Nazywa się Jada Hollister, studiuje aktorstwo w Whitaker College. Niedoszła aktorka. Przyjaciółka Fernanda Valdeza. – No jasne. – Bentz mierzył ją rozwścieczonym wzrokiem. Z trudem opanował się, by nie rozerwać jej gołymi rękami. – Gdzie O1ivia? – Co? Kto? – Moja żona. Prawdziwa żona. Gdzie jest? – warknął. Nadal zachowywała spokój i zimną krew, które opanowała do perfekcji. Nawet nie drgnęła. – Nie mam pojęcia. Bentz nie wytrzymał. – Mam dosyć bzdur, jasne? Gdzie, do cholery, jest moja żona? – Na twoim miejscu powiedziałbym mu – poradził Montoya. Oparła dłonie na biodrach. – Aleja nie wiem. – No to się skup – syknął Bentz. – Zlituj się – żachnęła się. – Co to jest, tekst z tandetnego westernu? Z wyższego poziomu zjeżdżał samochód, mercedes. Kobieta za kierownicą, Murzynka w barwnej chuście na głowie, zobaczyła broń w dłoni Montoi, przyspieszyła i sięgnęła po telefon. Dzwoni po policję, pomyślał Bentz. – Zaraz będzie tu LAPD – oznajmił z lodowatym spokojem. – Zapewniam cię, że potraktują cię lepiej, jeśli powiesz, gdzie jest moja żona. I to natychmiast. – Kiedy ja nie wiem. – Jada ściągnęła brwi. Odprowadzała wzrokiem znikającego mercedesa. – Nazywasz się Jada Hollister? – Tak, tak. – I przyjaźnisz się z Fernandem Valdezem. – Można to tak nazwać. – Płacił ci za udawanie Jennifer? – zapytał Bentz. Zawahała się, więc dodał: – Nie żartowałem, kiedy mówiłem o policji. Jesteś zaplątana w wielokrotne morderstwo i porwanie mojej żony. Jeśli nie zaczniesz mówić, dopilnuję, żebyś resztę życia spędziła za kratkami. – Bzdura! Nic nie zrobiłam! – Czyżby? Moim zdaniem siedzicie w tym razem z Fernandem i razem pójdziecie na dno. Jada wodziła wzrokiem od Bentza do Montoi, zatrzymała spojrzenie na pistolecie wycelowanym w nią. – O Jezu. – Zagryzła usta. Ciągle ze sobą walczyła. – Poprawisz swoją sytuację, jeśli powiesz nam prawdę o twoim chłopaku – naciskał Montoya. – Moim chłopaku? Fernando? – On to wszystko wymyślił. Roześmiała się. – Nie wymyśliłby, co zjeść na śniadanie. To nie on – prychnęła pogardliwie. – Więc kto? Zmrużyła oczy z wyrachowaniem. Po chwili podjęła decyzję, westchnęła. – Ktoś, kogo znał. Kobieta. – Co za kobieta? – dopytywał się Bentz. Jada zmierzyła Montoyę pogardliwym wzrokiem.