się być miła.
-Nie -Aha, nie wyjdzie pan z cienia, żeby je dostać. - Sama sobie odpowiedziała. Cisza. - Czego jeszcze się pan pozbawia, pozostając w ciemności, panie Blackthorne? Wypowiadając ostatnie słowo, rzuciła ciasteczko w jego kierunku. Złapał je. Zalśnił sygnet, po czym jego ręka cofnęła się w ciemność. -A czego pozbawi pan Kelly? - dodała drugie pytanie. -Koszmarów, panno Cambridge. -Proszę nazywać mnie Laurą. Myślę, że po prostu się pan oszukuje. Zaśmiał się z ironią. - Nic pani o mnie nie wie, królowo piękności. Trzasnęła łopatką w stół. - Zgadza się, nic o panu nie wiem. Podobnie jak pan o mnie... potworze. Odwróciła się w stronę piekarnika, wyjęła z niego blachę, włożyła kolejną, po czym ustawiła timer. Zacisnęła mocno powieki. Królowa piękności. Dużo jej dał ten tytuł! Nie zdołała nawet utrzymać przy sobie narzeczonego. Zacisnęła pięści. Richard wyprostował się. Ciekaw był, co ją tak nagle wyprowadziło z równowagi. - Lauro. Jej imię zabrzmiało dość przyjemnie. Otuliło ją miękko, odepchnęło wspomnienia i ofiarowało współczucie, którego nie chciała. Mężczyźni zwracali uwagę na jej twarz. To naturalne. A Richard to bez wątpienia mężczyzna. Czego się więc spodziewała? - Przepraszam - powiedziała. - To było okrutne. Richard niejedno już przeszedł, więc uszczypliwa uwaga spłynęła po nim jak woda. -Rozgniewałem cię czymś. Powiedz, czym - zaproponował. - Nieważne. Zajęła się układaniem ciasteczek i przykrywaniem talerzy folią. - Kłamiesz. Odwróciła się bez słowa w stronę lodówki i wyciągnęła z niej płat mięsa oraz warzywa. Położyła je na stole. Nie znali się na tyle dobrze, by dyskutować o jej przeszłości. Zresztą nie chciała się skarżyć. Są lepsze sposoby na spożytkowanie energii, pomyślała, umieszczając mięso w marynacie, po czym włożyła je z powrotem do lodówki. Pokroiła warzywa. Cały czas czuła jego obecność. Jakby stała blisko ognia. - Gapisz się na mnie - stwierdziła bezceremonialnie. - Skąd wiesz? Czyżby go widziała, tylko nie chce się do tego przyznać? -Czuję to. -I co to za uczucie? - zapytał. Laura zamarła. Te proste, choć wymruczane cicho słowa, były poruszające. Serce Laury zaczęło łomotać jak oszalałe. -Coś w rodzaju inwazji. - Wrzuciła warzywa do miski. -Nie jest to miłe. - Zalała warzywa zimną wodą, po czym wstawiła je do lodówki.