skrzypieć, przemknęła korytarzem i zeszła po schodach.
W holu było dość ciemno, ponieważ ciężkie zasłony na wysokich oknach nie przepuszczały światła księżyca. W salonie zaś zasłony były z jedwabiu, więc srebrna poświata mogła swobodnie sączyć się przez ogromne okna 154 zajmujące powierzchnię prawie całej ściany. Tempera szybko przeszła do gabinetu księcia. Wchodząc pomyślała, że atmosfera tego miejsca przesycona jest jego osobowością. Uderzyło ją to jak nigdy dotąd. Zatrzymała się na moment. Odczuwała obecność księcia do tego stopnia, że miała wrażenie, jakby tu na nią czekał. Lecz zaraz, osti o siebie skarciła: przecież nie ma ani chwili do stracenia. Podeszła do okna i bardzo powoli, ostrożnie, by nie spowodować hałasu, rozsunęła zasłony, wpuszczając do pokoju światło księżyca. Srebrzysta fala zalała pokój, prześliznęła się po ścianach i zamigotała na kałamarzu, o który Tempera oparła obraz. Jeden z promieni wyłowił z cieni postać anioła z arcydzieła Leonarda da Vinci. Mimo wewnętrznego napięcia Tempera nie mogła nie zadać sobie pytania, czy kiedy książę podnosi głowę znad biurka i jego wzrok pada na postać anioła naprzeciw, nie myśli czasem o niej? Nie miała podstaw, by łudzić się, że książę kiedykolwiek kojarzył ją z aniołem, a jednak wiedziała, a widział to i ojciec, iż jej twarz ma ten sam kształt, oczy są podobnie skośne, a usta podobnie się wyginają w uśmiechu. Jeśli anioł przywodzi mu na myśl mnie, pomyślała z goryczą, książę będzie się starał o nim nie myśleć albo nawet pozbędzie się obrazu. Dla niego nie jestem aniołem, lecz kobietą upadłą. I nie będzie nikogo, kto by mu uświadomił, że jest w błędzie. Położyła obrazy na sekretarzyku księcia, podeszła do ściany i zdjęła z niej ramę z fałszywą „Madonną w kościele”. 155 Przy świetle księżyca bez trudu dostrzegła, w jaki sposób płótno było przyczepione do ramy. Lord Eustace najwidoczniej wbił gwoździe w ich dawne miejsca, dlatego teraz bardzo łatwo było je wyjąć. Jednak, by to zrobić, Tempera musiała położyć obraz na sekretarzyku. Tylko jeden gwóźdź stawiał opór palcom, musiała więc użyć solidnego noża do papieru, który leżał obok bibularza księcia. Teraz już bez trudu wyjęła z ram kopię i włożyła na jej miejsce oryginał. Wepchnęła gwoździe na miejsce. Wiedziała, że trzymałyby znacznie mocniej, gdyby mogła je przybić. To jednak spowodowałoby hałas, użyła więc jedynie siły palców w nadziei, że płótno utrzyma się przynajmniej do wyjazdu lorda z zamku. Umocowała płótno najlepiej jak umiała i z obrazem w ręku zbliżyła się do ściany. Jeszcze przez chwilę przyglądała się, jak jaśnieje w świetle księżyca. I znowu, jak kiedyś, poczuła, że obraz do