uruchomiła kamerę na molo i uzyskał obietnicę, że przejrzą wieczorne zdjęcia. Następnie
zajął się poszukiwaniem szpitala lub kliniki, które wystawiły przepustkę nalepioną na chevrolecie. Później zadzwonił z nowego telefonu do Fortuny Esperanzo i Tally White, dwóch przyjaciółek Jennifer, które nie raczyły odpowiedzieć, gdy poprzednio się z nimi kontaktował. Tally była nauczycielką, Fortuna pracowała w galerii sztuki. Nie przepadały za nim. Na zewnątrz warczał motocykl. Przez cienkie ściany Bentz słyszał, jak Spike szczeka nerwowo, ale właściciel zaraz go uciszył. Bentz przeciągnął się, aż poczuł ból w kręgosłupie, wstał i poruszył nogą. Sięgając po kluczyki, pomyślał przelotnie, na ile czasu zatrzymał się facet obok. Wziął portfel ze stołu, wsunął pistolet do kabury pod pachą. Następnie, ponieważ noga dawała mu się we znaki, wziął laskę stojącą w kącie przy drzwiach. Na zewnątrz upal od razu dał o sobie znać, chociaż dopiero dochodziło południe. Rozejrzał się po zakurzonym parkingu – nie licząc jego wozu, stały tam cztery samochody stałych klientów. Jego wynajęty samochód, pontiac starszego faceta w cyklistówce, brązowy buick na drugim końcu parkingu, biały mini cooper, którego nie ma całymi dniami, ale wraca wieczorem, i jeszcze granatowy jeep cherokee, który zawsze stał w tym samym miejscu. Pozostałe samochody się zmieniały, ale te cztery zawsze wracały. Jak cholerne jaskółki do San Juan Capistrano, pomyślał. Przypomniał sobie legendę i swoją wyprawę do tego miasteczka. Spisał wszystkie numery rejestracyjne i przekazał je Montoi. Skoro sobowtór Jennifer zawsze wie, gdzie jest, możliwe, że go codziennie śledzi. Upewni się, że z tymi samochodami wszystko jest w porządku. Uważnie rozglądał się po okolicy. Wydawało mu się, że nikt go nie obserwuje. Nikt nie czai się za rogiem. Po drugiej stronie szerokiej ulicy był sklep spożywczy i stacja benzynowa, nieco dalej przycupnął budynek – sądząc po wyglądzie, sklepy na dole, biura na górze. I dalej bar, w którym wczoraj spotkał się z Hayesem. Nigdzie nie widział srebrzystego chevroleta. Niespokojny i pełen energii po kilku godzinach nad komputerem, podszedł do samochodu. Według Hayesa powinien spakować manatki i wracać do Nowego Orleanu. Nie ma mowy. Ktoś się z nim drażni, udając jego nieżyjącą żonę. Śledząc go. A on się dowie, kto to robi. Przy pomocy Montoi i operatora telefonii komórkowej usiłował sprawdzić, z jakiego numeru dzwoniła do niego kobieta podszywająca się pod Jennifer, ale okazało się to niemożliwe – posłużyła się telefonem na kartę, nie do wykrycia. Dlatego tak bardzo upodobali je sobie przestępcy. Nie miał co robić, a umierał z głodu. Kupił gazety i podjechał do knajpki, w której przez cały dzień serwowano dania śniadaniowe. Głos Patsy Cline zagłuszał szczęk sztućców i gwar rozmów. Śpiewała Crazy. Bomba, pomyślał Bentz i usiadł przy stoliku, który wyglądał jak żywcem przeniesiony z lat pięćdziesiątych: zielona okleina na blacie wykończona chromowaną listwą, podobny serwetnik, keczup i musztarda na wyciągnięcie ręki. Przejrzał spłowiała kartę dań, złożył zamówienie u wysokiej kelnerki z rudym kokiem, który dodawał jej dobre dziesięć centymetrów wzrostu, i rozłożył gazetę na stole. Czytał najnowsze doniesienia w sprawie morderstwa sióstr Springer i zajadał amerykańskie śniadanie – dwa jaja, pięć kiełbasek, smażone ziemniaki i sterta tostów. Kelnerka pilnowała, by ciągle miał pod dostatkiem kawy, o wodę z lodem musiał się upomnieć. Jedzenie było sycące, choć nie zaspokoiłoby smakosza. Kiedy już uporał się z ostatnim ziemniakiem, złożył gazetę i wtedy zobaczył reklamę, która sprawiła, że serce stanęło mu w piersi. Była to reklama katolickiego sklepiku dobroczynnego; krzyż i litera „A”, splecione w charakterystyczny sposób, były aż zbyt znajome.